13 czerwca 2007, 21:22
Dzisiaj nie będę się rozpisywał bo nie mam na to humoru.
Wyruszyliśmy pociągiem o 5.40. Masakra. W dodatku wczoraj dostałem udaru i trochę rano nie byłem w formie. Musiałem się kimnąć w pociągu bo bym nie wyrobił. Jednakże dzisiaj zamiast jednej to miałem obstawę dwóch koleżanek. Egzaminy zaczęliśmy pisać o 9.00 i skończyły się o 15.15. W między czasie były 2 przerwy (30 min i 60 min - bezsens) oraz dostałem wykład o handlu narkotykami. Rezultaty examu:
Reading:
Part 1 banał. Part 2 jakoś poszło. Part 3 takie sobie bo nie lubię zadań, gdzie trzeba wstawiać wycięte akapity. Part 4 - pojebane jak lato z radiem. Istna strzelnica.
Writing:
W pierwszym zadaniu musiałem napisać report a w drugim wybrałem letter of aplication. Jakoś podołałem.
Use of English:
Porażka. Nie sądzę bym miał więcej niż 60%. Już dawno takich głupot nie popisałem. JJ by mnie co najmniej ekskomunikowała. A potem poćwiartowała i rozdała resztki krukom.
Będzie co ma być. Tylko niech nikt mi nie mówi, że będzie dobrze.
Po examach dziewczyny wróciły z Auchan i poszliśmy do McDonald's a potem na piwo do tego obskurnego baru "Biały dom". Wciągnąłem koleżankę w palenie... Potem już poszliśmy prosto na dworzec. Of course musieliśmy spotkać tam połowę klasy.
I w końcu mam wakacje! Mam kurwa jego pierdolona mać te jebane wakacje...