Zastanawiam się jak uniwersytet może trzymać takiego kretyna i dawać mu wolną rękę. Tytuł profesora sam w sobie powinien zmuszać nas do szacunku. Ale jak patrzę na niego to współczuję tym murzynom co ich uczył w Zambii... Jak można na egzaminie formułować pytania na zasadzie, że tylko student pierwszego roku po 2 lekcjach mógłby mówić takie rzeczy. Pytania są nieprecyzyjne, nie wiadomo o co w nich chodzi, nie wiadomo w ogóle co trzeba napisać. Albo wymagać od nas definicji, które wygasły w latach 60tych. Do niektórych wiedza widocznie dochodzi z ze znaaaaacznym opóźnieniem. Ten egzamin będzie porażką... Mam nadzieję, że jak nie daj Boże warunek będzie trzeba brać to nie będę go miał z nim. Nawet kochana pani Basia od ćwiczeń powiedziała, że to cham, prostak i idiota. Przeraża mnie, że tacy ludzie istnieją. No ale niektórych trzeba po prostu przeboleć jak to na studiach.
A tak poza tym to w ogóle zaliczyłem w końcu rachunek wyrównawczy i jestem z siebie nader dumny. Toteż niezależnie od wyniku egzaminu, składać papierów na nową rekrutację nie muszę. Ulga... Ale i tak nie zaliczyłbym rachunku, gdyby nie Karioczka - dziękować:* =]
Na ten czas siedzę na swojej nowej stancji na której będę mieszkać od przyszłego roku i robię wszystko by się nie uczyć i by nie zasnąć. Ale zaraz dopadnie mnie ta brutalna rzeczywistość i będę musiał przysiąść do książek. A taką mam ochotę pójść i porobić zdjęcia w plenerze. Albo obejrzeć sobie dobry film przy dobrym piwku w dobrym towarzystwie.