Archiwum kwiecień 2007


Bezrobotny
Autor: angelous
28 kwietnia 2007, 20:38

 Skończyłem liceum i mam wykształcenie średnie. Innymi słowy stałem się bezrobotny:) Teraz tylko maturejszon i nadzieja, że się dostanę się na w miarę porządne studia... Cóż, najwyżej wojsko mnie czeka:) Ale szkoda, że wszystko dobiegło już końća. Wielu ludzi po maturach już pewnie nie zobaczę. W sumie jeśli chodzi o niektórych to płakać nie będę z tego powodu. Ale nie wyobrażam sobie tyle wolnego czasu. Co ja będę robić? Pewnie grać w WoW'a całymi dniami...:) Wprawdzie moje wakacje zaczną się dopiero po 15 czerwca pewnie ale i tak będą trwały jak dla mnie za długo=/

Szczerze mówiąc to strasznie się ich boję...

Pamięć
Autor: angelous
20 kwietnia 2007, 23:42

 "Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu
strzelający nad ogrom królewskich piramid
nie naruszą go deszcze gryzące nie zburzy
oszalały Akwilon oszczędzi go nawet"

Tak sobie siedziałem i natrafiłem na wiersz Horacego. Zainspirował mnie on do małego rozmyślania, pofilozofowania i rozkminiania. A mianowicie, czy zrobiłem coś w przeszłości albo czy zrobię coś w przyszłości, za co ludzie mnie zapamiętają? Nie mówię tu o wszystkich ludziach, których znam. Mam na myśli tylko tych, z którymi utrzymuje kontakt, na których mi zależy oraz tych których kocham. Ciekawi mnie, jak będę wspominany za 5, 15, 30 lat. Czy w ogólę będę pamiętany? Czy ludzie będą mnie pamiętali jako kogoś z kim się po prostu uczyli czy może za jakiś wielki czyn?
Dobra, dość tego bajdurzenia. Tak sobie chciałem tylko chwilkę porozmyślać, bo wiecie, Edison nie żyje, Einstein nie żyje i ja jakoś się tak słabo czuję...

Według "Solowego" zegarka pozostało 14 dni do matury... Nie chce mi się sprawdzać czy na pewno tyle. W końcu jestem tylko matfiz, nie można ode mnie za wiele wymagać. Nie jestem przecież superinteligentnym kosmicznym dinozaurem. Zrobiłem sobie postanowienie - aż do końca matur nie ciągam się wieczorami po żadnych smętkach, a czas w ten sposób zaoszczędzony przeznaczam na naukę (sam nie wierzę w to co mówię). Ale zobaczymy czy mi się uda. A tak poza tym to wszystko po staremu - humor jak zwykle wahadłowy, a świat kręci się nadal. Szkoda tylko, że czasem (zamienne na często) nie w tą stronę co trzeba...

A tak poza tym to jestem bardzo dumny z mego Zająca bo dostał 5 z angielskiego na koniec roku. Gratuluję:* Dla uczczenia tego  faktu napisałem małą bajeczkę. Oczywiście po angielsku=P

Once upon a time there was a little, frisky and crazy Hare. Hare met a tall, handsome, awesome and fantastic Chicken (I knew that this name would sound in English really stupid but whatever:). After some time of getting to know each other they became real friends. Hare is a very patience animal as Hare has always listened to Chicken when he has been in a bad mood and always has tried to help him. She helps him in many ways (school, life and so on) and has enough patience to bear with his heavy character. At nights they talk for a long hours about comunism and thigs like that and at days they have a whale of time. Despite many hard and difficult moments and conflicts between them, they  still want to be friends. And they think that their friendship will last forever. Thank you Hare for everything what you have done for me and thank you especially for being here...:*



P.S. Może ktoś mnie nauczyć gotować?

Święta święta i po wódce
Autor: angelous
10 kwietnia 2007, 19:21

 Wprawdze zbytnio nie mam pomysłu co by tu napisać ale aby nie było, że zaniedbuję bloga:

Święta się skończyły, udało mi się przeżyć zjazd rodzinny i komunię brata. Obyło się bez ofiar (tylko jedna zbita ręka). Teraz po okresie obiboctwa powrót do nauki. I to solidnej (ale dopiero od jutra:).

Wczoraj gadałem (piłem) z Chinką z Malezji, studiującą w Wielkiej Brytani, która przyleciała na święta do Polski i tak doszedłem do wniosku, że mój angielski nie jest wcale taki zły =]

Poza tym koniec świata nie nastąpił, życie toczy się dalej - toteż wszystko po staremu. No może poza faktem, że pewnie utracę kontakt z jedną ukochaną osobą...

Katechetki na Sybir!
Autor: angelous
04 kwietnia 2007, 22:56

 ARGH! Nie cierpie katechetek! Są nawiedzone i porąbane jak lato z radiem! Dzisiaj musiałem iść sprzątać do kościoła... Brrr! Całą robotę zaczęłem pozytywnym akcentem łamiąć ławkę... Ale miałem wewnętrzny polew z katechetki jak się na mnie wtedy patrzyła ^^. Cały czas chodził kapo jeden i wszystkimi dyrygował. Czułem się gorzej niż jak w obozie pracy. Na koniec to w ogóle kazała mi zaiwaniać po ciemku i szukać gdzieś na konieczkach śliwki by urwać jakieś gałęzie. Chyba nie muszę mówić, że to nie było zbyt przyjemne? I oczywiście musiały się jej nie spodobać owe gałęzie i kazała mi iść po nowe. W podziękowaniu za te satysfakcjonujące zadanie puściłem jej miłą wiązankę i wyszedłem z kościoła....

Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Mierzyłem ornaty=] W zielonym mi całkiem do twarzy. Ale czerwony nie pasuje mi za to kompletnie. Do złotego nie zdążyłem się już dobrać. Niestety, nie mieli różowego i Zając nie będzie miał w czym kicać=/

Tak więc wracająć do tematu.... Katechetki na Sybir! Argh! \m/

Narcyzowa notka=P
Autor: angelous
02 kwietnia 2007, 19:35

 Do mnie samego:
Tak, jesteś wielki. Jesteś boski. W ogóle elo mezo. Dostałeś 5 ze spr z chemii. To chyba Twoja pierwsza 5 z poważniejszego spr w tym liceum, który napisałeś całkowicie samodzielnie! Jesteś zajebisty=]


Dobra dobra koniec tego narcyzmu bo popadnę jeszcze w samozachwyt. W sumie może wyszłoby mi to na zdrowie=P. Dobra, basta. Heh troche śmieszne, że dopiero w trzeciej liceum dostałem porządną ocenę. No ale cóż, to tylko ja. Za dużo wymagać ode mnie nie można.
Dzisiaj oddała nam JJ maturki próbne z angola. Tylko 88%=/ (tu nie ma ironii). Liczyłem na conajmniej 90% no ale cóż. A jutro mam próbną z matmy. Nie zastanawiam się na ile napiszę. Zastanawiam się czy ją zdam=] Ostatniej dobrze nie wspominam... Ale jak to mawiał Hagrid - co ma być to będzie... a jak już będzie, to trzeba się z tym zmierzyć.

Dzisiaj oddawałem krew. 8 czekolad, baton, herbata i zwrot za bilety autobusowe dwa razy taki jak być powinien =D. Zlewam się. Nie oddałem krwi dla tych wszystkich pyszności a tylko po to by komuś pomóc. A przy okazji zrobić badania krwi, które wyszły nawet dobrze. No chyba, że zadzwonią i powiedzą, że mam jakiegoś HIV-a =P (odpukać). Najwcześniej 2 czerwca będą znowu mógł oddać swoją błękitną krew.

A poza tym u mnie wszystko teoretycznie w porządku, no może poza tym, że martwię się o jedną osobę (a w sumie o dwie).