Archiwum wrzesień 2007, strona 1


Wyjazd
Autor: angelous
16 września 2007, 17:05

 Z każdym dniem zbliża się mój wyjazd do Olsztyna... 22 przewożę tam swoje rzeczy a około 28 zjawiam się tam już na stałe. Cholernie boję się tego, że będę musiał wyjechać i odciąć się od miejsca w którym spędziłem 19 wiosen mego życia... Nie chcę by ludzie, którzy są mi bliscy się rozjechali... Strasznie boję się tej samotności, która może nastąpić.... Nie chcę słyszeć, że będzie dobrze czy poznam nowe towarzystwo... Cholernie będę tęsknił za wszystkimi... Ciekawe czy ktoś będzie tęsknił za mną? This question will be left unanswered. Powinienem robić już listę rzeczy co kupić, zabrać ze sobą. Ale nie robie - staram się odłożyć to wszystko na później. Wiem, że będę pewnie potem żałował ale cóż - zdarza się.

Najgorsze na chwilę obecną jest to, że wyjazd powoduje u wszystkich zły humor przez co panuje bardzo nieprzyjemne atmosfera czasami. Wszyscy się martwią jak to będzie. Zdaję sobie sprawę, że mają do tego prawo, a co więcej dziwne by było gdyby się nie martwili ale chciałbym by te ostatnie dni w Ełku były jak najlepiej udane.

Boże jak ja się boję...

Nadzieja
Autor: angelous
10 września 2007, 23:27

><><><><><><

Durne dziecko sobie coś ubzdurało....

><><><><><><

Czym jest nadzieja? Mi osobiście te słowo zawsze przywodzi na myśl sentencję z filmu "V for Vendetta". Mimo że kompletnie nie pasuje ona do notki to jednak przytoczę ją bo mi się bardzo podoba:

V: "What you have are bullets and the hope that when your guns are empty I'm no longer standing, because if I am, you'll all be dead before you've reloaded."

Ale co rzeczy? Co to jest nadzieja? Ufność, że będzie dobrze? Że coś się powiedzie? Nie wierzę w to... Nic nie można osiągnąć poprzez brak działania a tylko oparciu się na jednej myśli. By coś osiągnąć trzeba do tego dążyć. I dopiero wtedy, gdy wiem, że coś robimy w kierunku naszego celu, możemy dodawać sobie siły nadzieją. Nigdy w żadnym innym wypadku. Nie możemy spocząć na laurach i mieć nadzieję, że jednak będzie dobrze. Sami musimy na to zapracować. Jeśli uda się bez wysiłku - szczęśliwy przypadek. Ale jeśli wiemy, że zrobiliśmy już wszystko co w naszej mocy a jednak się nie udało - nie warto mieć dalej nadziei. Potrafi być ona zgubna. Nadzieja jest bardzo niebezpieczna jak to mówił Redds. Można przez nią popaść w obłęd i ubzdurać się, że jest się kimś, kim się tak na prawdę nie jest i każdego dnia przeżywać na nowo wciąż ten sam żal. Trzeba wierzyć we własne siły a nie w złudną nadzieję. Oj wiele osób by się zapewne ze mną nie zgodziło na temat tego co mówię (piszę). Ale to jest tak samo jak z marzeniami - lepiej nie mieć nadziei i mieć miłe zaskoczenie w razie uśmiechu losu albo mniejsze rozczarowanie gdy dopadnie nas pech.

Nadzieja jest matką głupich, która swoich dzieci nie kocha.

***
Autor: angelous
06 września 2007, 23:30

 "Żaden dobry uczynek nie uchodzi bezkarnie."

Cytat pochodzi z filmu "Next". Filmy głupi jak lato z radiem a jednak ten cytat ma trochę racji. Już piszę o co mi chodzi...

Buszowałem sobie trochę w necie i w pewnym momencie zacząłem czytać prawo Kościoła Katolickiego. Dowiedziałem się jednej arcyciekawej rzeczy. Zrobiłem coś przez co automatycznie zostałem ekskomunikowany z Kościoła Katolickiego... Innymi słowy nie mam prawa brać udziału w żadnych mszach ani innych obrządkach dotyczących religii rzymsko-katolickiej.

Pewnego razu zostałem poproszony (a może sam zaproponowałem?) o pomoc. Pomogłem. Nie była to prośba w stylu "pożycz ołówek". Może gdybym wtedy nie pomógł los pewnej osoby by się potoczył całkiem inaczej ale kto wie co by wtedy życie innego wymyśliło.

Wprawdzie mój stosunek do KK jest w miarę "luźny" lecz trochę się przejąłem jak to przeczytałem. Chodzi mi o te prawo. Na msze i tak nie uczęszczam lecz nie znaczy to, że jestem niewierzący i jest mi obojętne to co będzie afterlife. Nie boję się śmierci samej w sobie ale tego co będzie po niej. A widzę tylko 2 rozwiązania. Te "na górze" i te "na dole". Te na dole nie jest raczej zbyt przyjemne. Wieczne męki, cierpienia etc. Nie sądzę by to był ból fizyczny. Takiego owszem boję się ale nie aż tak jak bólu psychicznego. Boję się, że piekło to będzie przeżywanie wciąż na nowo tych najgorszych momentów ze swojego życia. Tak sobie je wyobrażam. I boję się tego, nawet bardzo. Dlatego ekskomunika wywarła na mnie taki wpływ. Jeśli równa się ona straceniu szansy na zbawienie to muszę coś z tym zrobić... Nie wiem dokładnie co się dzieje z osobą ekskomunikowaną, muszę to sprawdzić w księgach. Aczkolwiek jak mówiłem - wywarło na mnie to wpływ i nie jest dla mnie to żadną "błahostką"....