02 grudnia 2007, 18:55
Czasami przychodzi taki moment w życiu człowieka, kiedy wydaje się, że wszystko co robiliśmy, co robimy, co chcemy zrobić nie ma sensu. Na nic nie mamy ochoty. Po prostu siedzimy bezczynnie i patrzymy w pustkę. Nie mamy nawet ochoty iść pograć w ulubioną grę czy poczytać dobrej książki. Nie chodzi mi o lenistwo. Mam na myśli takie zwątpienie, że po co to wszystko. Człowiek nie ma nawet siły myśleć. Chciałby zniknąć, przestać istnieć. Męczy go otaczający go świat. Wszystko dookoła się rusza a on siedzi w miejscu i biernie obserwuje cały ten harmider. Jest zmęczony, chciałby móc odpocząć ale nie wie jak. Ale nie fizycznie tylko psychicznie. Pragnie jedynie by uczucie bezsensu uszło z jego głowy.
Siedzę sobie właśnie na kanapie i nie wiem co ze sobą zrobić. Jutro mam kolokwium z grafiki inżynierskiej z której nic nie rozumiem ale nie mogę się przemóc by otworzyć zeszyt i chociaż poczytać. Nie tyle, że mi się nie chce ale jest mi w tym obojętne czy zaliczę to kolokwium czy nie. Nie lubię być w takim stanie bo wiem, że gdy ja "wegetuję" mogę w tym czasie stracić wiele rzeczy. Nie mam nawet ochoty iść zapalić, napić się gorącej czekolady czy włączyć TV. Najchętniej siedziałbym sobie tutaj i delektował się tą pustką w której utkwiony jest mój wzrok...