Najnowsze wpisy, strona 8


Matura
Autor: angelous
03 listopada 2007, 13:35

 Jak to ludzie mówią - historia lubi się powtarzać. Znowu będę zdawał maturę. A raczej zdawał i poprawiał. Postanowiłem napisać jeszcze raz matematykę i spróbować zdać niemiecki (rozszerzony - laczupakabra...). Wprawdzie termin składania deklaracji był do 30 września ale dyrektor powiedział, że jeśli obiecam, że dostanę się na SGH to złamie prawo i mi pozwoli poprawiać. Po co mi to? Hm tak jak pisałem w jednej z notek, że nie wiem czy geodezja to jest to to. Gdyby się okazało, że jednak nie chcę tego studiować to lepiej napisana matma niż mam teraz (49%) da mi większe szanse dostania się na niektóre uczelnie. O ile napiszę tą matmę lepiej. Bo wiem, że jakbym zrezygnował z geodezji to z pewnością chciałbym studiować w Warszawie. Nadal uważam, że Olsztyn to wieś. Poza tym matmę mam nawet teraz więc przynajmniej jak będę się uczył do matury to nie będą mi obce te wszystkie cyferki. A czemu niemiecki? Z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że tyle się uczyłem niemca, zdawałem (i zdałem) DSD2, że szkoda mi jest tak po prostu zapomnieć tego języka (mimo iż go serdecznie nie cierpię). A tak wiedząc, że mam maturę w maju z niemca to przynajmniej będę miał jakiś cel, motywację by się go uczyć. A drugi powód to taki, że może spróbowałbym składać na SGH. Byłem tam ostatnio i sam duch tej uczelni zawarty w jej murach powalił mnie na kolana. Poza tym z tego co słyszałem o SGH - to tylko cud, miód i orzeszki. Przynajmniej nie ma tam takiej burdelu jak na Kortowie...

Poza tym - niczym nie ryzykuję podchodząc do matury. Nawet jeśli na niej się nie pojawię to nic takiego się nie stanie (poza tym, że nie pokażę się na oczy paru nauczycielom przez wiele lat). W sumie te poprawianie matury aż tak bardzo mi nie jest potrzebne. Ale czemu by nie spróbować. Przynajmniej w przyszłości, nie będę zadawał sobie pytań w stylu "a co by było gdyby".

Hm a może chcę coś komuś udowodnić poprzez ponowne podchodzenie do matury? Może sobie? Chyba nie ale sam już nie wiem... Jeśli tak  to robię to podświadomie. Ale nie wiem. Nic już nie wiem...

Kręgi
Autor: angelous
25 października 2007, 18:41

 U wielu ludzi można zauważyć pewną tendencję - potrzebują należeć do jakiegoś kręgu ludzi i robią wszystko by taki krąg mieć. Boją się, że zostaną na poboczu jak szare myszki i nikt się nimi nie będzie interesować i ich zauważać. Biegają w tą i z powrotem, starają się rozmawiać z wszystkimi dookoła. Owszem jest to dobre. Wiadomo, że każdy chciałby mieć swoją paczkę znajomych do których będzie zawsze mógł przyjść, zagadać, pośmiać się, miło spędzić czas. I ja właśnie się boję, że tracę taki krąg. Czuję, że niektóre rzeczy już są nie dla mnie. Nie jest to miłe uczucie patrzeć na wszystko z boku i nie móc uczestniczyć w tym co kiedyś robiło się na porządku dziennym. Boję się, że z czasem w ogóle mogę nie mieć już nic wspólnego. Nie chcę tego ale niestety - chociażby fakt studiowania w innych miastach nie pozwala na robienie tego co się robiło kiedyś. Wszystko się zmienia. Ludzie się zmieniają, czasy się zmieniają, rząd się zmienia (zbyt często). Mam nadzieję, że to wszystko nie zgaśnie ot tak po prostu i będzie trwało w takim bądź innym stopniu przez długi czas. Bardzo pragnąłbym by ktoś mi to mógł powiedzieć wprost bym miał tą pewność, te potwierdzenie, by moje obawy się zmniejszyły. Chociaż wiem, że raczej nie znajdzie się taka osoba...

Myślenie
Autor: angelous
22 października 2007, 20:32

 Moim problemem jest to, że za dużo myślę. Zdecydowanie za dużo. Często mimo iż tego nie chcę to myśl goni myśl. W dodatku od razu zaczynam sobie wymyślać różnego rodzaju sytuacje w alternatywnych przyszłościach, które wiem, że i tak się nie wydarzą. Potem tylko serce pęka, że jest jak jest i nie będzie inaczej. Mam dość bo takie myśli wprowadzają mnie w stany depresyjne i potrafię siedzieć i patrzeć się w pustkę cały dzień zamiast tryskać energią jak to powinna robić osoba w moim wieku. Przez to wszystko jestem strasznie przewrażliwiony. Wystarczy jedno zdanie źle sformułowane, jeden wyraz wypowiedziany nie tak jak trzeba, jakaś reakcja drugiej osoby i od razu dostaję złych myśli, które rodzą pytania. Mimo że znam na nie odpowiedzi to jednak w takich momentach czasami chciałbym by ktoś mi je wypowiedział na głos i bym miał tą pewność, że żyję w dobrym przekonaniu, nie mylę się w stosunku do niczego i nic złego się nie dzieje.

Studia
Autor: angelous
15 października 2007, 21:11

 Tak się zastanawiam czy wybrałem odpowiednie studia. Jestem na Geodezji i Kartografii, specjalność Geodezja i geoinformatyka. Chyba decydowałem się na te studia nie wiedząc zbyt wiele o tym kierunku. Zawsze uważałem, że w życiu trzeba robić to co się lubi. Geodezje to kierunek, który w większości opiera się opiera się na matematyce. A ja tego przedmiotu nie trawię. Owszem, jak mam opanowaną daną część materiału to przyjemnie się liczy wiedząc, że wychodzi Ci to dobrze ale fakt faktem jeśli chodzi o matmę to ja szczególnie z niej wybitny nie jestem, więc rzadko potrafię dostać dobrą ocenę z tego przedmiotu. Po prostu niektórzy mają do tego uzdolnienia a inni nie. Chyba zdecydowałem się na geodezję w oparciu o zachwalanie tego kierunki przez innych (znajomi, wujek, pan Ł.) i o perspektywy dobrej kasy w przyszłości (pod warunkiem, że ukończę ten kierunek). Tylko, że mnie nic a nic nie pociągają te studia. No właśnie - najgorsze jest to, że ja nie wiem kim chciałbym być w przyszłości i w jakim zawodzie pracować. Może zostanę kosmonautą? To oczywiste, że wykłady są ciężkie i to nie jest liceum. Ale znając siebie już wiem, że tej wiedzy łatwo nie przyswoję. Uczenie się nazw minerałów i ich cech (barwa, połysk, rysa, łupliwość, przełam, twardość etc.) to nie jest dla śmiertelników. Przedmiot fizjografia i morfologia będzie moją piętą Achillesową tak jak biologia w liceum. A wykładowcy? Yuk! Miałem tylko jednego, który mi się spodobał ale niestety, poszedł na zwolnienie lekarskie z powodu kłopotów z biodrem i już go w tym semestrze nie zobaczę. No i jeszcze jeden wykładowca (narcyz zajebisty swoją drogą) ma u mnie małego plusa. Tłumaczył nam historię geodezji i pokazywał slajd na którym był żółw, na nim cztery słonie, które trzymały na trąbach świat w kształcie dysku. I powiedział, że najstarsze ludziki u zarania dziejów właśnie w taki sposób sobie wyobrażali świat. Mało kto na sali zczaił się, że ten gość czyta Terrego Pratchetta=] Ale wykładowcy to już kwestia przypadku. Poza tym - nie wiem czy podoba mi się te miasto - Olsztyn - w którym spędzę "trochę" czasu. Taki większy Ełk. Chociaż nie - Ełk jest bardzo "poukładany". Tam empeki nie spóźniają się regularnie po 5-10 min i można do nich nawet wejść. Nie znam dobrze jeszcze tego miasto miasta ale to oczywiste, że nie można go porównywać Olsztyna do Gdańska czy Warszawy.

Tak czy siak - wykładowcy czy miejsce studiowania to podrzędne sprawy. Główny problem to pytanie czy geodeta to zawód dla mnie?

Wehikuł czasu
Autor: angelous
28 września 2007, 13:36

 Miałem tą notkę przygotowaną na pendrive ale pani w bibliotece nie pozwoliła mi go użyć=\

Chciałbym mieć takie ustrójstwo - wehikuł czasu. Mógłbym się cofnąć w czasie np. do 104 godzin czy do dnia, w którym mogłem się wyspać w ciepłym wyrze a potem rozkoszować się wolnym czasem. Chciałbym wrócić do dni w których można było żyć beztrosko i nie przemęczać swojej pustej głowy. Chciałbym mieć takie urządzenie jeszcze w jednym celu. Pragnąłbym cofnąć się do np. takiej trzeciej liceum i zmienić swoje nastawienie, postawę i zachowanie wobec pewnych osób. Wiem ile nerwów je to kosztowało a mnie dręczą ciągle wyrzuty sumienia. Gdybym się kiedyś zachowywał inaczej to może wszystko byłoby teraz inne. Ale niestety - podróże w czasie to tylko wymysł filmów science fiction. Jest mi tutaj źle. Nie ukrywam tego. Nie wiem ile będę potrzebował czasu by się zaklimatyzować tutaj. Boję się co to będzie, boję się każdego kolejnego dnia. Po malutku tracę tutaj rachubę czasu. Siedzę tutaj 3 dni i nie wiem jak one zleciały. Jakby się zlały w jeden długi dzień.

Jestem teraz w Olsztynie. Zadupie. Niby to ma być mój drugi dom a nie czuję się by tak było. Całą noc nie mogłem spać. Prześladowały mnie jakieś koszmary po których budziłem się zlany potem. Na szczęście ich nie pamiętam. W ogóle dostaję schiz. Mylę ludzi, gadam do siebie i ze zdjęciami i jakoś ogólnie jest nie za ciekawie. Tęskno mi bardzo za ludzmi jest. Na szczęście W. nie daje mi okazji do siedzenia i smutania się:)

Wczoraj pewna osoba mnie bardzo zasmuciła. Nie widziałem Jej X czasu a Ona nie potrafiła znaleźć 5 min by wpaść na kawę. Zmieniła się. To nie tylko moje spostrzeżenie. Przez całe wakacje nie dostałem od Niej smsa w stylu "hej, co u Ciebie"? a przynajmniej sobie nie przypominam bym dostał. Przykro mi trochę, że ma wobec mnie taki stosunek. I w sumie nie jest tylko mi przykro.

Wczoraj miałem spotkanie z prodziekanem, opiekunem roku i samorządem. Szok - nie podobają mi się Ci ludzie. Już sam wygląd ich zniechęca mnie do nich. Ale zobaczymy jak to będzie. Nie oceniajmy książek po okładce.

Będzie co ma być...